Blank gif

Blank gif

Licznik zadłużenia miasta
Więcej informacji
Szczepienia przeciwko COVID-19 >
Jak załatwić sprawę
w Urzędzie Miejskim

Olimpijska Wyprawa Rowerowa Pekin - Londyn

31 sierpnia 2012, 08:45

Jaworznianin Ryszard Karkosz jest uczestnikiem międzynarodowej wyprawy, która zamierza rowerami dotrzeć na Igrzyska Olimpijskie w Londynie. Podróż rozpoczęła się 27 lutego w Pekinie, mieście które gościło sportowców całego świata 4 lata temu. Kraje, które cykliści odwiedzą podczas swojej eskapady to Chiny, Korea Południowa, Japonia, USA, Irlandia, Walia i Anglia, gdzie 12 sierpnia w Londynie nastąpi zakończenie wyprawy. Łącznie w ciągu 5,5 miesiąca rowerzyści mają do przejechania około 13 tys. km. Wyprawa odbywa się pod patronatem Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

Oto kolejna relacja Ryszarda Karkosza: Pobyt w USA - Od Kansas do Wirginii.

"2 czerwca, w 40. dniu pobytu w USA wjechaliśmy do stanu Kansas. Tu spędziliśmy 10 dni. Kansas, to zupełnie inny stan od poprzednich, w których byliśmy - Kalifornii, Nevady, Arizony, Utah czy Kolorado. To rolnicze "zagłębie" USA. Dziś Kansas może się pochwalić największymi w kraju zbiorami zbóż. Podczas jazdy przez ten stan bywały dni, kiedy łany zbóż i pól uprawnych ciągnęły się wzdłuż drogi przez kilkadziesiąt kilometrów. W czasie naszego przejazdu trwały właśnie żniwa. Olbrzymie kombajny koszące zboże przemierzały wielkie połacie ziemi ciągnące się aż po horyzont. Już w pierwszym miasteczku Tribune przeżywaliśmy trudne chwile. Huragan, który przetoczył się wieczorem przez to miasteczko wystawił nasz sprzęt biwakowy na wielką próbę.  Wydawało się, że 7 naszych namiotów wiatr rozerwie na strzępy. Momenty grozy potęgował deszcz. Na szczęście niezbyt gwałtowny i krótkotrwały. Pierwszy od naszego wyjazdu z Los Angeles (od 39 dni). Spośród 10 noclegów w Kansasie 7 spędziliśmy w miejskich parkach, 2 razy nocowaliśmy na kempingu nad jeziorem, a raz w miejskiej świetlicy malej osady Hudson. Warunki w parkach miejskich mieliśmy wymarzone. Zazwyczaj były to również tereny rekreacyjne, na których znajdowały się boiska sportowe, place zabaw oraz odkryte baseny kąpielowe, do których mieliśmy darmowy wstęp. Z dostępem do wody, prądu czy WC nie było żadnego problemu. W każdym takim parku były również zadaszone miejsca, wyposażone w stoły i ławy, gdzie można było przygotować sobie posiłki i schronić się w razie deszczu.  4 czerwca w miasteczku Brighton wjechaliśmy w inna strefę czasowa. Z górskiej, do centralnej. Różnica czasu, do tego w Polsce, zmniejszyła się z -8 godzin do -7. Następnego dnia w wymarłej osadzie Rush Center świętowaliśmy 100 dni od rozpoczęcia wyprawy. Do końca pozostało tylko 68 dni. Przy okazji byliśmy równo w połowie trasy przez USA. Przejechaliśmy 43 dni z zaplanowanych 86. Na stole pojawił się tort ze świeczkami, sałatką jarzynową, owoce i różne napoje. 8 czerwca na Stadionie Narodowym w Warszawie rozpoczęły się długo oczekiwane mistrzostwa Europy w piłce nożnej. W „stanach” nie było problemu z ich oglądaniem. Telewizja na bieżąco transmitowała mecze, a gdy nie było w pobliżu telewizora, w miejskich bibliotekach, w internecie, można je było śledzić „na żywo”.

12 czerwca, po 10-dniowym pobycie w Kansasie, wjechaliśmy do stanu Missouri. To był 7. stan na naszej trasie przez Stany Zjednoczone. Tu spędziliśmy kolejny tydzień.  5 razy nocowaliśmy w namiotach - w parkach miejskich, a 2 razy w hotelu dla rowerzystów, w sporym mieście Farmington. Jeszcze niedawno budynek hostelu pełnił funkcję miejskiego więzienia. 15 czerwca dotarliśmy do miasteczka Summersville. W miejscowym banku udało mi się pozyskać monety 1-dolarowe i półdolarowe oraz banknoty 2-dolarowe, których na próżno poszukiwałem przez prawie 2 miesiące. Wychodząc z banku natknąłem się na rodzinę Amiszów, matkę i dwoje dzieci. Wsiedli do powozu i szybko odjechali. Amisze, to chrześcijańska wspólnota protestancka wywodząca się ze Szwajcarii. W USA i Kanadzie jest ich ok. 235 tysięcy. Żyją w odizolowanych wspólnotach. Nie akceptują nowoczesnej techniki. Nie korzystają z elektryczności, samochodów, telewizji, fotografii. Nie służą w wojsku, nie płacą obowiązkowego ubezpieczenia, nie pobierają od państwa żadnych świadczeń. Nie wysyłają dzieci do szkoły. choć nauka w USA jest obowiązkowa do 16 lat życia. Rodziło to pewne konflikty, ale Kongres poszedł im na ustępstwa. Nie praktykują małżeństw spoza wspólnoty. Zajmują się rolnictwem i rzemiosłami z nim związanymi.
   
19 czerwca pożegnaliśmy stan Missouri i wjechaliśmy do Illinois. Tylko na 3 dni. Illinois to najbardziej polski stan. W Chicago i okolicy mieszka ok. 1 mln Polaków. Wcale się nie dziwię, bo klimat tu bardziej zbliżony do naszego. Upały tu już nie takie straszne jak w innych stanach, a dodatkowo wieje wiatr znad Wielkich Jezior. Do Illinois wjeżdżaliśmy przez duży most kratowy na wielkiej rzece Missisipi w mieście Chester. Razem z dopływem Missouri to najdłuższa rzeka Ameryki Północnej i jedna z czterech najdłuższych rzek świata (obok Nilu, Jangcy i Amazonki). Wyjeżdżaliśmy 3 dni później promem przez równie znana rzekę Ohio.  Sporym utrudnieniem, podczas jazdy przez tereny zabudowane, były swobodnie biegające psy. W USA zdecydowana większość gospodarstw domowych nie posiada ogrodzenia. Często trzeba było gwałtownie przyspieszać, aby uwolnić się od tych intruzów. O ile na początku jazdy warunki terenowe – pustynie, góry -  powodowały, że tych gospodarstw było niewiele, o tyle - po wjechaniu na Wielkie Równiny - terenów zurbanizowanych było coraz więcej.

22 czerwca niewielkim promem przeprawiliśmy się przez rzekę Ohio, wjeżdżając do stanu Kentucky. Ta duża rzeka jest również naturalną granicą innych stanów: Ohio, Wirginia Zachodnia, Indiana i Illinois. Podczas pobytu w stanie Kentucky spośród 12 noclegów, aż 5 spędziliśmy w kościołach lub obiektach należących do wspólnot religijnych – w hali sportowej, na kempingu oraz polu namiotowym. W miasteczku Marion nocowaliśmy na zapleczu kościoła Metodystów, w Bonneville na polu namiotowym obok kościoła Pezbiterian, a w mieście Sebree, w kościele Baptystów. Pastor tego kościoła wraz żoną, z okazji naszego pobytu, wydał uroczystą kolację. 26 czerwca dotarliśmy do Hodgenville. W tym miasteczku – 203  lata temu - urodził się Abraham Lincoln 16. prezydent Stanów Zjednoczonych. Za jego kadencji została uchwalona przez Kongres 13. poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych znosząca niewolnictwo (31.01.1865). Podczas pobytu w stanie Kentucky zmagaliśmy się z wielkimi upałami, nierzadko przekraczającymi 100 stopni w skali Fahrenheita (40 stopni Celsjusza). W połowie pobytu w stanie Kentucky wjechaliśmy w inną strefę czasową – wschodnio-amerykańską. Różnica czasu do tego w Polsce zmniejszyła się z -7 godzin do - 6. Na pewno na długo pozostanie w naszej pamięci pobyt na polu namiotowym administrowanym przez Towarzystwo Historyczne miasta Hindman. Oprócz gospodarza przebywało tam jeszcze 14 kotów różnej maści. Gospodarz witał każdego przyjeżdżającego wielka szklaną lodowej herbaty. Wieczorem przyrządził każdemu wspaniałą porcję pysznych lodów z bitą śmietaną oraz plasterkami truskawek i bananów, a następnego dnia rano czekało na nas równie wspaniałe owocowe śniadanie. Prawdziwa uczta dla podniebienia. Na jednym talerzyku był wycinek dyni, a na drugim pomarańcza przekrojona na pół. Obok talerzyków 2 jabłka – czerwone i zielone. Na trzecim talerzyku babka z bakaliami, na czwartym ciastko z bita śmietaną i truskawkami. Do tego płatki kukurydziane, mleko, kawa i sok morelowy. Jakby tego było mało, na środku stołu duży talerz z winogronami – czerwonymi i zielonymi.

Wirginia była 10-tym i ostatnim stanem podczas naszej podróży przez USA. Tu spędziliśmy 11 dni. Zachodnia część stanu, to tereny nizinne, północna wkracza w Apallachy, niezbyt wysoki system górski w USA i Kanadzie, a wschodnią granicę stanowi wybrzeże Oceanu Atlantyckiego. Wirginia była najstarszą, największą i najbogatszą z 13-tu koloni brytyjskich, które podpisały w 1776 roku Deklarację Niepodległości dającą początek nowemu państwu – Stanom Zjednoczonym. 4 lipca, to bardzo ważny dzień dla Amerykanów. W rocznicę ogłoszenia Deklaracji niepodległości Stanów Zjednoczonych od Wielkiej Brytanii, co miało miejsce w 1776 roku, odbywają się liczne koncerty, parady i festyny. Akurat tego dnia wjeżdżaliśmy wiejskimi drogami ze stanu Kentucky do Wirginii. Dzień Niepodległości uczciliśmy tortem. Kolejne 2 dni również zakończyły się wspólną degustacją tortu. 5 lipca 62-rocznicę urodzin obchodził  Irlandczyk Aodhan, a nazajutrz Litwini obchodzili swoje święto państwowe z okazji koronacji wielkiego księcia Mendoga na pierwszego króla tego kraju w 1253 roku. Szef wyprawy Sigitas oraz kierowca Ieva odśpiewali uroczyście hymn Litwy. Podczas jazdy przez Wirginię spotykałem wiele drogowskazów do hrabstwa i miasta Pulaski. Polski generał, nazywany tu ojcem kawalerii amerykańskiej walczył o niepodległość USA.  W jednej z bitew, w 1777 roku, uratował życie generałowi Jerzemu Waszyngtonowi, późniejszemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych. Zmarł 11 października 1779 w wyniku ran odniesionych w czasie oblężenia Savannah. W pierwszą niedzielę października na 5. alei w Nowym Jorku odbywa się największa w USA parada Pułaskiego

15 lipca cała 9-tka dotarła pod Kapitol w Waszyngtonie. Sesja zdjęciowa na tle siedziby Kongresu Stanów Zjednoczonych była ostatnim akcentem podróży przez USA.
Zmagając się z przestrzenią (pustynie, góry), pogodą (upały, mrozy, deszcze, wichury) oraz własną słabością w ciągu 80 dni przejechaliśmy trasę z Los Angeles do Waszyngtonu liczącą 6339 km. Przejechaliśmy całą „Amerykę” z zachodu na wschód,  od Pacyfiku do Atlantyku.

W Waszyngtonie spędziliśmy ostatnie 4 dni pobytu w USA. Zgodnie z zapisami Konstytucji, z roku 1790, dotyczącymi utworzenia nowej stolicy, miasto – utworzone z terenów przekazanych przez stany Wirginia i Maryland - miało kształt kwadratu o boku 10 mil, czyli 260 km2). W połowie XIX wieku zwrócono Wirginii zabrane tereny i dziś powierzchnia stolicy USA liczy zaledwie 177 km2. To niewiele więcej od powierzchni Jaworzna (152 km2). Dla turystów to wielkie udogodnienie, bo wszędzie jest blisko. Zaskakuje również niewielka liczba mieszkańców, bo zaledwie 600 tys. (więcej ludzi mieszka w Warszawie, Krakowie, Łodzi, a nawet Wrocławiu). My mieszkaliśmy w typowym szeregowcu, na przedmieściu, przekazanym przez właścicieli do dyspozycji turystów. Od miejsca, w którym mieszkaliśmy do centrum było nie więcej jak 20 minut jazdy rowerem.

W czasie pobytu w Waszyngtonie udało mi się zwiedzić, bądź zobaczyć z bliska wiele słynnych obiektów takich jak: Biały Dom – rezydencja prezydenta Stanów Zjednoczonych, Teatr Forda – miejsce, w którym został zastrzelony prezydent Lincoln, siedziba agencji FBI – Federalnego Biura Śledczego, siedziba „Głosu Ameryki” – radiostacja rządu Stanów Zjednoczonych nadająca programy dla zagranicy po angielsku i w kilkunastu innych językach m.in. polskim. Sporym przeżyciem była także wizyta w Narodowym Muzeum Lotnictwa Przestrzeni Kosmicznej, w którym można było dotknąć jednej ze skał księżycowych przywiezionych przez astronautów z misji Apollo 17 oraz zobaczyć m.in. połączone kapsuły statków kosmicznych Sojuz i Apollo i moduł dowodzenia Columbia z misji Apollo 11, podczas której miało miejsce pierwsze lądowanie człowieka na Księżycu. Najczęściej odwiedzanym miejscem w Waszyngtonie jest położony w sercu miasta National Mall. To duży, ogólnodostępny teren zielony, którego centralnym punktem jest Pomnik Waszyngtona, 169-metrowy biały obelisk zbudowany z marmuru, piaskowca i granitu, zamknięty dla zwiedzających, po trzęsieniu ziemi w 2011 roku. Na końcach parku National Mall znajdują się dwie słynne budowle: Kapitol – siedziba Kongresu Stanów Zjednoczonych oraz Mauzoleum Lincolna, przypominające kształtem klasyczną grecką świątynie, we wnętrzu której znajduje się prawie 6-metrowy posąg Abrahama Lincolna. Na terenie parku znajdują się także: Narodowy Pomnik II Wojny Światowej, Pomnik Weteranów Wojny w Korei oraz Pomnik Weteranów Wojny w Wietnamie. Tuż za rzeką Potomak, która jest granicą miasta, znajduje się Narodowy Cmentarz w Arlington. Najczęściej odwiedzane miejsca to: Grób Nieznanych Żołnierzy, przy którym przez 24 godziny i 365 dni w roku utrzymywana jest warta honorowa, grób prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy'ego, zastrzelonego w 1963 oraz miejsce pamięci ofiar lotów promów kosmicznych Challenger i Columbia, które zakończyły się katastrofami.

19 lipca z portu lotniczego Waszyngton-Reagan-National – po 86 dniach pobytu w USA – odlecieliśmy przez Boston do Europy. Po niespełna 7 godzinach lotu lądowaliśmy w irlandzkiej miejscowości Shannon. Tu rozpoczęliśmy trzeci i ostatni etap wyprawy tzw. europejski, przez Irlandię, Walię i Anglię".