Dzisiaj do grona długowiecznych Polaków dołączyła kolejna jaworznianka - pani Władysława Hądz z Borów. Ze względu na szczególne okoliczności - stan epidemii wprowadzony w Polsce, Prezydent Miasta Paweł Silbert przekazał solenizantce życzenia i upominek listownie.
Pani Władysława urodziła się w miejscowości Fryštát, dzisiaj na terenie Republiki Czeskiej, jako druga z trzech córek Ludwiki i Rudolfa Fularów. Jeszcze w latach dwudziestych rodzina Fularów przeprowadziła się z Zaolzia do Jaworzna, gdzie Rudolf znalazł pracę w kopalni. Niemal w tym samym czasie, przyjechała z Zaolzia rodzina Hądzów, wraz z synem Emilem. Władysława i Emil, już jako dzieci, zaczęli więc dzielić wspólny los: najpierw uciekinierów z terenu antypolskich zamieszek w regionie Karwiny, potem sąsiadów w centrum Jaworzna, potem przyjaciół, a wreszcie partnerów życiowych w trwającym ponad 75 lat małżeństwie. Razem doczekali się trzech córek, pięciu wnuków i siedmiu prawnuków.
W dzieciństwie, ulubionym przedmiotem szkolnym Władysławy była matematyka. Miała do niej wyjątkową smykałkę. Nic dziwnego, że większość swojej zawodowej kariery spędziła w otoczeniu liczb. Przez długie lata była kierowniczką Biura Ruchu w kopalni "Kościuszko", a po przejściu na emeryturę, prowadziła agencję Banku na Borach. Przez kilka kadencji piastowała także stanowisko radnej miejskiej, reprezentując swoją ukochaną dzielnicę na forum miasta. Walczyła o każdy grosz: o załatanie dziury w asfalcie, o posadzenie drzewa, o remont przystanku lub huśtawki na placu zabaw. Przede wszystkim jednak, pomagała sąsiadom, w małych i dużych życiowych sprawach. W tamtych czasach wszyscy radni pracowali jako wolontariusze, nie pobierając żadnych uposażeń ani diet.
Jakkolwiek naiwnie może to zabrzmieć, Władysława od najmłodszych lat kochała ludzi. Nawet w najbardziej skomplikowanych politycznie i ekonomicznie czasach nie miała "wrogów". Przyjaźniła się z przedstawicielami wszystkich środowisk, służyła pomocą każdemu, kto tej pomocy potrzebował i w najtrudniejszych chwilach zachowywała życzliwość i uśmiech. Życiową mądrość czerpała z własnych i cudzych doświadczeń; z przeżyć wojennych i powojennych, z codziennych zmagań z szarą socrealistyczną rzeczywistością, która, mimo wszystko, wydawała się jej pasjonująca i kolorowa. Może dlatego, że dzieliła ją z miłością swojego życia, Emilem, a może przez to, że była wyjątkowo uważną obserwatorką ludzi i ich spraw, z których nawet te najdrobniejsze uznawała za warte zainteresowania.
Przez całe życie otaczały ją książki. Czytała wszystko, co wpadło jej w ręce, od klasycznych powieści, przez gazety i czasopisma aż do młodzieżowych komiksów i twórczości miejscowych poetów. Jednym z jej ulubionych literackich cytatów stały się słowa Stanisława Krasińskiego: "Gdy wielkość duszy w całym chcesz wykazać blasku, pisz dary na marmurze a krzywdy na piasku". Tę zasadę, która jest fundamentem wiary, nadziei i miłości, pani Władysława stosuje w swoim życiu do dziś.
Spisała Aga Cahn, wnuczka pani Władysławy